poniedziałek, 2 stycznia 2017

"Tajemnica z Rio" - Prolog cz.3

Powoli wróciła mi przytomność, ale nie mogłam dojść do siebie. Chciałam się podnieść, jednak mięśnie odmawiały mi posłuszeństwa. Leżałam na podłodze, nie mogąc otworzyć oczu. Dopiero po chwili zebrałam się w sobie i udało mi się to zrobić, chodź z wielkim trudem. Oślepiło mnie jasne światło, rzucane przez szkolne lampy, a boląca głowa dała o sobie znać. Witaj smutna rzeczywistości! Miło lub nie cię znowu widzieć, chodź jeszcze nie do końca. Nad sobą usłyszałam niewyraźny głos. Nie należał do żadnej, znanej mi osoby. Zamrugałam jeszcze kilka razy, aż mój wzrok się wyostrzył, a jaskrawe, kolorowe plamy nabrały kształtów. Pierwszą rzeczą, a w sumie osobą, którą ujrzałam był czarnooki chłopak, który pochylił się nade mną. Wyciągnął dłoń w moją stronę, oferując tym pomoc.Wtedy mnie to nie zastanawiało, a nawet chętnie ją przyjęłam. Z resztą, miałam jakiś wybór? Byłam zbyt obolała, żeby myśleć, nie mówiąc o tym, żebym wstała się o własnych siłach. Chwyciłam jego dłoń i z pomocą udało mi się podnieść.
- Co się stało? - Spytał zmartwiony
Nie odpowiedziałam od razu. Musiałam pozbierać swoje myśli mimo bólu, który rozsadzał mi czaszkę. Dlaczego go w ogóle to interesowało? Nawet mnie nie znał, nie wiedział o mnie kompletnie nic. No chyba, że z widzenia, w co wątpiłam, bo chyba też bym go kojarzyła... Prawda? Z resztą mocno dostałam, wszystko mogło mi się poprzekręcać. W każdym razie jedno jest pewne, on nie chodzi do tej szkoły, w takim wypadku z pewnością bym go pamiętała lub w obecnej sytuacji coś by mi świtało. Z resztą chyba jest starszy, może absolwent? Zaczęłam się zastanawiać, czy powiedzieć mu prawdę, jednak nie miałam nawet podstaw, żeby mu ufać. Jeszcze okazałoby się, że znaleźli sobie jakiegoś pieprzonego stażystę w tej szkole, o ile coś takiego jest możliwe. Chłopak najwyraźniej zaczynał się już niecierpliwić, długo nie odpowiadałam, tylko przenikałam wzrokiem jego białe conversy, próbując unikać kontaktu wzrokowego. Gdy w końcu podniosłam głowę, zobaczyłam jak ponagla mnie wzrokiem. Czyżby mu się spieszyło? W takim razie po co mnie zaczepiał...
- Nic takiego. - Oznajmiłam. - Zwyczajnie zemdlałam i upadłam przy szafce - Kłamstwo z łatwością przeszło m przez gardło. Powiedziałam to tak naturalnie, że można by pomyśleć, że to prawda.
No cóż, nie zamierzałam składać wizyty pani pedagog. Gdy chwilę milczał dodałam, wzruszając ramionami:
- Bywa...
- Mówisz to tak, jakby właściwie nic się nie wydarzyło. - Zaczął z lekkim zaskoczeniem, które szybko przeszło w coś, co przypominało.... żal? - Jakby nie zależało ci na życiu, zawsze mogło to być coś poważanego.
Och, skąd ta troska? - pomyślałam z irytacją.
- Cóż... wypadki chodzą po ludziach. "Raz na wozie raz pod wozem" - Zacytowałam, przewracając oczami. - Mogło, ale nie musiało... Zwykłe przemęczenie? - Zapytałam nie dając mu czasu na odpowiedz - Tak, myślę że to mogła być przyczyna.
Ponownie wzruszyłam ramionami, opierając się o szafkę, a jeszcze wcześniej ją zamykając. Schowałam kluczyk do kieszonki. Zaczęłam teraz uważniej przyglądać się mojemu "wybawcy". Szkoda, że nie zjawił się, gdy naprawdę potrzebowałam pomocy. Teraz właściwie mi trochę ubliża. W ogóle na samą myśl o słowie "wybawca" zrobiło mi się niedobrze. Poczułam się jak w typowym serialu, romansidle dla nastolatek. Jeszcze okazałoby się, że on podkochuje się we mnie od dawna, ale w nim jest zakochana jeszcze jakaś zdzira i wyjdzie z tego jedna wielka gówno burza lub jak kto woli "historia miłosna"... N I E! Nie pisałam się na to... Chodź, gdy tak na niego patrzyłam nie wyglądał najgorzej. Był bardzo wysoki, wyższy ode mnie, co było dla mnie zaskoczeniem. Zazwyczaj to ja byłam tą żyrafą, cóż metr siedemdziesiąt osiem to chyba nie mało. Uwagę z pewnością przykuwały jego starannie ułożone, czarne włosy. Nie były proste, ani przylizane, nie odstawały też za bardzo. To był artystyczny nie ład na jego głowie, nad którym musiał spędzić trochę czasu przed lustrem. Rzadko widuje chłopaków, którzy o siebie szczególnie dbają, a on wyglądał właśnie na takiego. Włosy komponujące  się z cała resztą twarzy wyglądały całkiem... ładnie. Ech, co ja mówię, no był przystojny i trzeba było to przyznać. Do włosów idealnie pasowały mu czarne oczy oraz jego ciemna karnacja, ale nie myślcie od razu, że był murzynem! Bez przesady! Ubrany był w obcisłe dżinsy i czarną, napiętą koszulkę ukazującą jego mięśnie, na których trochę dłużej się zatrzymałam.
- Na pewno nic ci nie jest?
Męski głos wybudził mnie z rozmyślań. Uświadomiłam sobie, że przyglądałam mu się od dłuższego czasu, a on znakomicie zdawał sobie z tego sprawę. Zrobiło mi się głupio, więc szybko odwróciłam wzrok.
- Tak, chyba powoli dochodzę do siebie. - Mruknęłam cicho, lekko zawstydzona.
Ukradkiem znów zerkałam na niego. Niestety po jego wyrazie twarzy ciężko mi było stwierdzić co o mnie myśli. Zapewne, że nieźle przywaliłam głową o tę szafkę.
- Właściwie sama mam pytanie, odkąd tylko  cię zobaczyłam...
- Tak? - Wyglądał na zmieszanego.
Starałam się utrzymać powagę.
- Wiesz, że to jest damska szatnia prawda?
Przez moment jego wyraz twarzy był bezcenny. Nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem, co rzadko mi się zdarzało. Nie miałam pojęcia, dlaczego nagle zrobiłam się taka szczęśliwa. Uśmiechałam i to do osoby, która była mi kompletnie obca. Powinnam była martwić się o Lucy, o to co mogły zrobić jej te poczwary, a zamiast tego szczerzyłam się do niego. Wszystko inne na chwilę przestało się dla mnie liczyć. Musiałam zrobić sobie odskocznie od rzeczywistości, choćby na tę parę minut.
- Yyy... - Zawahał się - No ja tylko odprowadzałem siostrę - Odpowiedział w końcu
- Siostrę? - Powtórzyłam kpiąco
Było widać, że coś kręci. Jesteśmy prawie pełnoletni! Kogo jeszcze rodzice odprowadzaliby do szkoły? Może budynki pomylił...
- No tak, bywa... roztrzepana - Zaśmiał się - Ale najwyraźniej trafiła do klasy.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Nie miałam ochoty ciągnąć tej rozmowy, mimo że mogłam, bo chciałam wiedzieć, kto w takim razie jest jego siostrą. Stwierdzenie "roztrzepana" nie pasowało do końca do żadnej z osób, które znam. Poza Maddy, wiecznie nieprzygotowanej dziewczyny, która ma okres trzy razy w miesiącu. Moim zdaniem jest dziwna i nie chodzi mi o to, że odstaje czymś od reszty. W ten sposób to ja chyba jestem dziwna. Ona po prostu... ech jest jaka jest. Filtr z pieskiem zawsze i wszędzie, buziaczki, lovki, uważa się za fajną, a w rzeczywistości każdy obgaduje ją za plecami. Nie żebym coś do niej miałam, jednak wole jak trzyma się daleko ode mnie. Co najzabawniejsze, jest znacznie bardziej lubiana ode mnie. Nie żebym narzekała, czy coś. Chłopak wydawał się być na swój sposób miły. Może spróbowałabym dalej ciągnąć tę rozmowę, gdyby coś nie wydało mi się podejrzane. Przyjrzał mi się uważnie, nie rozumiejąc, dlaczego zamilkłam, a ja tylko nasłuchiwałam. Czego? Czegokolwiek. Było zbyt cicho. Zdecydowanie. Do tego stopnia, że słyszałam brzęczenie muchy z drugiego końca szatni oraz bełkotliwy głos jednej z nauczycielek, niosący się echem po korytarzu. Wtedy w mojej głowie zapaliła się lampka, która rozjaśniła mój umysł. Podniosłam plecak z podłogi i oparłam go o swoją szafkę. Wyciągnęłam ze środka komórkę, zapominając o nieznajomym w pobliżu. Włączyłam go, żeby sprawdzić godzinę. W tym momencie poczułam czyjś oddech na karku. Szybko się odwróciłam, chowając komórkę za plecami.
- To wcale nie jest, tak jak wygląda! To nie telefon! - Krzyknęłam w swojej obronie.
Czarnowłosy chłopak zaśmiał się pod nosem i zrobił krok w tył.
- Dwa, sześć, sześć, sześć, dziewięć? Interesujące hasło - Oznajmił nie kryjąc rozbawienie - A to zdjęcie jest jeszcze lepsze - Odruchowo spojrzałam na wygaszacz ekranu, na którym wyświetlało się moje zdjęcie sprzed kilku lat, razem z czarnym kotem o rudych uszkach. - To jakiś rodzaj samouwielbienia?
Przez moment czułam jeszcze jak moje policzki płoną. Nie wiedziałam, czy to ze wstydu, czy z gniewu, na tego dupka, który naruszył moją prywatność. Byłam pewna, że zrobiłam się czerwona, ale on najwyraźniej nie zwrócił na to zbyt dużej uwagi lub zwyczajnie ignorował ten fakt. Moje serce wracało do normalnego rytmu. Prychnęłam na jego uwagę.
- Słyszałeś o czymś takim jak prywatność? - Odwarknęłam
Chyba w końcu będę miała pretekst, żeby zmienić hasło, pomyślałam.
- Hmm... - Zastanowił się przez moment, jakby jeszcze było nad czym. - Obiło mi się o uszy. Słyszałem też również, że na terenie szkoły nie używa się telefonów.
Chłopak uśmiechnął się do mnie złośliwie. W odpowiedzi obdarowałam go wściekłym spojrzeniem, które nie trwało zbyt długo, gdyż mój wzrok padł znów na telefon.
- Który to już raz? Wiedziałem, że nastolatki są uzależnione od telefonów, ale żeby aż tak?
Kątem oka dostrzegłam, jak kręci głową. Wiedziałam, że cała ta sytuacja go bawi. Drażnił się ze mną. Puściłam jego, żałosny z resztą, komentarz mimo uszu. Nie odezwał się już. Pierwszy raz cisza wydała mi się, aż tak piękna jak wtedy. Udało mi się spokojnie sprawdzić godzinę. Wyświetlacz mojego telefonu pokazywał ósmą piętnaście. Momentalnie się poderwałam. Pięknie, spóźniona! Wrzuciłam komórkę na dno plecaka, po czym przerzuciłam go sobie przez ramię. Już miałam się udać do wyjścia, gdy tuż przed moją twarzą pojawiła się ręka, podpierająca się o szafkę. Nie musiałam nawet podnosić wzroku, żeby wiedzieć do kogo należy. Może, dlatego że byłam w tym pomieszczeniu tylko z jedną osobą? Próbowałam go jakoś minąć, jednak mi na to nie pozwalał. Był szybszy, jakby przewidywał mój każdy ruch. Ostatecznie wyszło na jego i wróciliśmy do punktu wyjścia. Nie odzywaliśmy się, tylko patrzyliśmy sobie w oczy. Znaczy może on patrzył na mnie z odrobiną sympatii, ja tylko mierzyłam go wzorkiem, jakbym miała go zaraz zabić.
- Ekhem. - Odchrząknęłam. - Może jaśnie pan się usunie? - Zaproponowałam ostro, nie spuszczając wzroku
Naprawdę powoli zaczynało mnie świerzbić, żeby kopnąć go nie słabiej niż Keysi.
- Aż tak ci prędko do rozstania ze mną?
Coraz bardziej działał mi na nerwy. Nie dość, że i tak byłam już spóźniona, to on mnie jeszcze zatrzymywał. Miałam zamiar wyciągnąć komórkę i pokazać, która jest godzina, ale przypomniałam sobie o jego komentarzu, więc tylko rozłożyłam ręce. Nie jestem jak inne nastolatki, poniekąd chciałam mu to udowodnić.
- A jak myślisz, gdzie jesteśmy? - Syknęłam zirytowana  - Proszę, wysil szare komórki!
Nie liczyłam na to, że zrozumie o co mi chodzi, wystarczyła mi jego chwilowa dezorientacja. Wyminęłam go i pospiesznie ruszyłam w kierunku wyjścia. Miałam nadzieję, że tym razem uda mi się go pozbyć, ale no cóż nadzieja matką głupich i tym razem mnie zawiodła. Już po chwili czyjaś mocna dłoń oplotła się wokół mojego nadgarstka. Chłopak obrócił mnie twarzą do siebie. Przez moment tylko głupio się uśmiechał, a ja w tym czasie wyrwałam się z jego uścisku.
- Przepraszam, j...
- Zamknij się! - Wybuchnęłam nie dając mu dokończyć - Nic już więcej nie mów... - Zakończyłam chłodno
Dałam mu chwilę, gdyby chciał coś jeszcze dodać, jednak nie doczekałam się nawet słowa. Wzrok miał spuszczony na podłogę. Milczał. I dobrze. "Nie próbuj się do mnie zbliżać", miałam na końcu języka, ale nie powiedziałam tego, tylko odwróciłam się do wyjścia. Być może zrobiło mi się go trochę szkoda, ale tylko na krótką chwilę. Małe wyrzuty sumienia wywołane tym, że kogoś zraniłam. Jak u większości ludzi. Ech, "większość" jak bardzo nie lubiłam się do niej zaliczać. Jednak i tym razem po części stanowiłam wyjątek. Jedni by przeprosili, innym było by głupio, a ja? Jedno kłucie w sercu, a później byłam zadowolona. Ba! Dumna z tego jak postąpiłam. Przez moją głowę przeleciały wszystkie jego komentarze i zachowanie, jakim nie zirytował. Ostatecznie nie wytrzymałam. Naprawdę, nie chciałam go więcej widzieć.
- Pa. - Rzuciłam krótko, bez uczuć.

***
Wbiegłam zdyszana do klasy, rzucając szybkie: "Przepraszam za spóźnienie". Wszystkie pary oczu zwróciły się w moją stronę, włącznie z panem Fray. Czułam się dokładnie tak, jakbym miała coś na twarzy, ale nikt nie miał odwagi mi czegoś powiedzieć, tylko obserwował z dziwnym grymasem. Wyraz twarzy niektórych mówił jedno - Co ona tu robi? W sumie sama zadaje sobie to pytanie każdego ranka. Jakbym była kimś obcym, nieproszonym. Chodź poniekąd może tak było? Nie integrowałam się z resztą. Byłam takim odludkiem, odstającym od reszty całą swoją osobą. Nie należałam do osób, które łatwo da się lubić. Może to i dobrze. Nie byłam taką prostą w ujarzmieniu zdobyczą. Jedynie Lucy potrafiła mnie "oswoić". Na wspomnienie imienia przyjaciółki, zaczęłam latać wzrokiem po ławkach przede mną. Niestety widziałam tylko znudzone twarze uczniów, wpatrujące się we mnie z braku lepszego zajęcia. Nie było tam tych ciepłych, zawsze dodających otuchy pary oczu.
- Skylar usiądziesz, czy chcesz może za mnie poprowadzić zajęcia? - Głos wychowawcy przerwał m poszukiwania
- Ja tylko... Yh... - W klasie rozległ się cichy śmiech
Do moich uszu dotarło również kilka szeptów na mój temat: "Stary, właśnie dlatego nie przesadzaj z amfą!", "Chyba spadła rano z łóżka... na twarz", "Ona tak zawsze, wariatka!". Nigdy nie rozumiałam, skąd się to bierze. Nic nikomu nie robiłam, nie wadziłam... Tylko żyłam. Czy to wystarczający powód?
Spojrzałam na pana Fray, a ten uniósł dłoń, dając klasie znak, żeby zamilkła. Dopiero teraz zauważyłam drobną postać u jego boku, a później przeczytałam napis na tablicy, którego nie dokończył, "Zafia".


wtorek, 1 listopada 2016

"Tajemnica z Rio" - Prolog cz.2

Poprawiłam plecak na ramieniu i wyszłam. Czułam ich wzrok na sobie, chłodny i nieprzyjemny, przepełniony pogardą, dlatego zamknęłam za sobą drzwi od kuchni. Dało mi to w pewien sposób satysfakcję, ponieważ ja, szykując się do wyjścia, nie musiałam widzieć ich, a oni mnie. Wszyscy powinni być zadowoleni, ale czy tak było? Pewnie nie do końca. Już przeczuwałam, jakie są ich myśli, typu "Głupia smarkula". W sumie, mieliby trochę racji, większość osób ma mnie, za taką pyskatą smarkule, bez szacunku do starszych... Ciekawe dlaczego...? Zmieniając buty słyszałam, że tamta dwójka rozmawia z tatą. Wcale mnie to nie dziwiło, to normalne. Każdy pracownik przychodzący do nas, lubił od czasu do czasu, a najlepiej na początek dnia uciąć sobie rozmowę z moim ojcem. On ma już w sobie chyba ten urok. Nawet, gdy jest zmęczony wciąż drzemie w nim odrobina dobrego humor. Jest jak ogień, ale taki, który nie może się wypalić, chodź dzisiaj trochę przygasł to jutro pewnie znowu rozbłyśnie i będzie tak potężny jak zawsze. Zaskoczyło mnie jedynie to, że ci ludzie byli inni (nie w takim sensie że odmienni niczym przybysze z innej planety), nie pracowali tu, nigdy ich nie widziałam na oczy, a nie słyszałam o nikim na zamianę. Chociaż może jakiś nagły wypadek? Nigdy nie wiadomo co mogło się stać, ale moim zdaniem tata powinien mi powiedzieć, chyba że zrozumiał, że nie znam się na tym i bądźmy szczerzy, nie obchodzi mnie to. Wyszłam z domu, nawet się nie żegnając. Nie miałam ochoty widzieć, a tym bardziej odzywać się do nich. Byli straszni, może nie tyle co straszni to mało przyjaźni. Pech chciał, że do nas musieli przysłać akurat takich patałachów. To będzie jeden z najgorszych remontów w moim życiu. Podeszłam do garażu mojego własnego garażu, gdzie czekał już na mój ulubiony, czarny motocykl, który dostałam na urodziny od cioci. Gdy tylko uchyliły się drzwi, mój dobry przyjaciel zamigał światłami na powitanie. Chodź w rzeczywistości, to ja przycisnęłam odpowiedni przycisk na pilocie, to i tak lubiłam myśleć, że jest inaczej. Podeszłam bliżej i pogładziłam dłonią kierownicę oraz delikatnie przejechałam palcem po lusterku. Bardzo go lubiłam, mówiłam na niego błyskawica lub piorun, bo był bardzo szybki, właśnie tak, jak piorun uderzający o ziemię. Rodzice nigdy nie rozumieli, jak można się tak przywiązać do maszyny, a ja nigdy nie potrafiłam wytłumaczyć im tej więzi. Po prostu, pokochałam ten motor, odkąd go ujrzałam na placu przed moim domem, wraz z ukochaną ciocią i jej mężem. Być może to nie maszyna sama w sobie sprawia, że tak go uwielbiam, a właśnie osoba, która podarowała mi to cudeńko. Z resztą mniejsza o to. Ubrałam kask pokryty spiralami ognia, a później usadowiłam się wygodnie na błyskawicy. Kilkakrotnie kręciłam rączką gazu, rozkoszując się odgłosem silnika, ale w końcu musiałam przestać i odjechałam. Z piskiem opon przyłączyłam się do ruchu ulicznego. Nie zwalniałam nawet na moment, gdyby zobaczył mnie teraz tata, dostałby zawału, ale ja czułam się wspaniale. Wiatr przyjemnie targał moimi włosami. Będę musiała jeszcze raz je przeczesać w szkole, bo wiem jak będą wyglądać, gdy dojadę na miejsce. Ale moja fryzura była niczym, a porównaniu z tą chwilą wolności. Wkrótce byłam już na miejscu. Zaparkowałam niedaleko głównego wejścia, na specjalnym parkingu. W oddali zobaczyłam mojego wychowawcę. Patrzył na mnie tym swoim wzrokiem. Wiedziałam, że czeka mnie kazanie. Pan Edgar Frey nie lubił, gdy któryś z jego uczniów, korzystał z tej diabelskiej maszyny, jak to zwykle mawiał. Co lekcję było to samo, bo zawsze ktoś, przynajmniej jedna osoba przyjechała na motorze. Szczególną uwagę zwracał właśnie mi, bo twierdził, że jeżdżę zbyt szybko, co według mnie jest nie prawdą. Nie mówię, że jeżdżę wolno i wcale nie przekraczam żadnych norm, bo takie rzeczy się zdarzają, ale wielu kierowców w Brazylii osiąga znacznie większe prędkości na drogach i on dobrze o tym wie. Już nie mówiąc o Rio, tam policja niby jest, a jednak jej nie ma. Jakby nie obowiązywały tam żadne prawa. Jeden przymknął na to oko, za nim kilku kolejnych, aż teraz już nikogo to nie obchodzi, a kierowcy przywykli. Przejście na drugą stronę ulicy graniczy z cudem, przecież żaden samochód się nie zatrzyma, no może raz na jakiś czas się zdarza, ale kto zabroni ci próbować. Jeśli masz na tyle odwagi możesz przebiec przez drogę, zatrzymać się na pasie zieleni, a później biec dalej. Jak jesteś w jednym kawałku i nie zostałeś na jezdni z roztrzaskaną głową i połamanymi kośćmi to znaczy, że ci się udało. Zgasiłam silnik, a kluczyki schowałam do kieszeni. Zawsze mam je przy sobie. Nie lubię się z nimi rozstawać. Kask wzięłam ze sobą pod pachą. Pan Fray wszedł już dawno do środka, ale to jednak nie znaczyło, że kazanie mnie ominęło. Miałam wielką nadzieje, że do wychowawczej zapomni albo ogólnie da sobie spokój. Poszłam do szatni, która znajdowała się na lewo od wejścia. Szkolne szafki ustawione były pod ścianami dookoła szatni oraz cztery rzędy na środku, po dwa rzędy ustawione tyłem do siebie. Wszystkie były fioletowe, podpisane różowymi numerkami. Dokładnie na przeciwko, po prawej od wejścia była identyczna, tylko z niebieskimi szafkami, szatnia chłopaków. Nie miałam nic do ich koloru, nie to co spora ilość dziewczyn, a co więcej nawet mi się podobały. Uwielbiałam fiolet, im ciemniejszy tym lepszy, a neon to już w ogóle cudo. Tak, jaram się wszystkim co fioletowe, takie to dziwne? Każdy ma jakiegoś bzika. Weszłam do środka. Moja szafka z numerem 210 znajdowała się wśród środkowych rzędów, po lewej. Otworzyłam ją i wpakowałam tam kask. W środku nie było wielkich tłumów, to chyba znaczy, że jestem wcześniej niż zwykle. O wiele za wcześnie, co zdarza się rzadko, nawet bardzo. Legenda głosi, że Skayler Meyer przyszła kiedyś nie spóźniając się na lekcję. Teraz legenda się sprawdziła. Wychodząc z domu nie sprawdziłam godziny, gdy wstałam też nie, kto wie, o której mnie obudzili, aż tak zirytowało mnie dwóch idiotów. No cóż, musiałam to zrobić teraz. Wychyliłam się lekko w tył i sprawdziłam, czy nikogo nie ma w pobliżu. Na moje szczęście żadnych kabli w zasięgu mojego wzroku. Wyciągnęłam komórkę z plecaka, kiedy usłyszałam chichot Jennifer.
- Skarbie, jesteś taka urocza. - Na dźwięk jej głosu moje śniadanie chciało wrócić
Szybko schowałam komórkę i udawałam, że szukam czegoś w szafce. Przed wami największa suka w tej szkole, prawdziwa diva, a do tego okropny kabel. Zrobi wszystko, żeby komuś dopiec, naprawdę wszystko. Uważa się za najlepszą w szkole i ma prawo do wszystkiego, tylko dlatego, że jej rodzice są nadziani, bardziej od moich. Tak mi się wydaje, a może jesteśmy praktycznie na równi? Tylko ja się tym nie przechwalam na każdym kroku. Najzwyczajniej nie mam po co, wole być zwykłą, szarą, praktycznie niczym nie wyróżniającą się uczennicą, jak cała reszta. Kątem oka dostrzegłam, że razem z nią jest też moja przyjaciółka - Lucy. Razem zmierzały do szafki Jennifer, a znajdowała się ona, dokładnie na przeciwko drzwi. Ciężko było ją przeoczyć, tym bardziej, że na dużej, brokatowej gwiazdce widniały jej inicjały. Naszej gwiaździe brakuje jeszcze bilbordu, z jej imieniem oraz parszywą gębom. Normalnie mogłabym się poczuć dziwnie, widząc najlepszą przyjaciółkę, bawiącą się w najlepsze z największą suczą w szkole, ale nie. Znam Lucy nie od dziś i potrafię rozpoznać każdy jej grymas, a właśnie zauważyłam u niej pseudo przyjacielski uśmiech, a jej oczy mówiły tylko: "Sky pomóż mi". Nie mogłam pozostać obojętna, widząc jak cierpi. Tym bardziej, że to jak kazałam jej przyjść do szkoły, stawić czoła problemom. Nie zdziwiłabym się, jakby miała mi to za złe. Zacisnęłam dłonie na uchu plecaka, a po chwili zrzuciłam go na ziemię. Nie przejmując się szafką, z rękami założonymi do tyłu oraz jakże nie szczerym uśmiechem, podeszłam do nich.
- Kogo my tu mamy? Czy to nie ta Jennifer Pink? - Starałam się udawać przyjaźnie nastawioną
Mówiąc to, czułam się trochę zbyt uroczo, jak nie ja.
- O, to przecież Sky! - Obdarowała mnie uśmiechem, z jej spojrzeniem znaczącym "lepiej się wynoś"
Czy ona naprawdę myślała, że tak łatwo się mnie pozbędzie? Przecież ja dopiero dołączyłam do zabawy. Lucy przepełniona niepokojem patrzył na mnie, kręcąc głową na znak, że nie powinno mnie tu być. Jej zdaniem, najwyraźniej lepiej by było, gdybym odpuścił, ale ja nie należę do tej grupy osób, mnie nie da się tak łatwo nastraszyć. Pinki czekała tylko, aż w końcu się poddam i sobie pójdę, ale ja tylko wzięłam mału wdech i przygotowałam się na starcie z nią.
- Coś mnie omija? - Dopytałam
I tak wiedziałam, że skłamie.
- Ależ skąd przyjaciółko! - Powiedziała zaciskając zęby - Prawda Lucy? - Zwróciła się do dziewczyny, a ta tylko pokiwała głową.
Jest nie pewna. Kłamie, po raz kolejny, żebym się nie mieszała! Ale jak ja tego nie zrobię, to nikt, a Lucy do końca zostanie ofiarą Jennifer. Dziewczyna a raczej diabeł w ludzkim ciele, podeszła do mnie, promieniejąc z radości i objęła mnie. Wzdrygnęłam się na jej dotyk, a przy tym chciałam oddalić od niej. Nie mam pojęcia, czemu tak udaje. Zarówno ja, jak i Lucy znamy jej naturę, każdy zna.
- Odczep się od nas! - Syknęła mi do ucha
- Nie zostawię Lucy z taką żmiją! - Odpowiedziałam jej szeptem, również na ucho
Dobrze wiedziałam, na co się nararzam. Jennifer, gwałtownie odsunęła się ode mnie wściekła. Nie da łatwo za wygranął, zawsze musi dopiąć swego. Z rozmachu kompnęła mnie, wbijając szpilki w piszczel. Ból był na tyle potworny, że nawet nie musiałam patrzeć, żeby wiedzieć, że mocno zdarła mi skórę, a teraz lekko krwawię. Chwiejnie, zrobiłam krok w tył, a w tym czasie podłożyła mi z tyłu nogę. Niczego się nie spodziewając, poleciałam w tył i wylądowałam pod szafkami. Upadając, boleśnie przegryzłam sobie wewnętrznął stronę policzka. Spojrzałam wściekła na Jennifer, a już po chwili poczułam w ustach metaliczny smak krwi. Wtedy również spojrzałam na swoją nogę. Chyba nie było tak źle, miałam tylko lekko rozdarte leginsy, można było pomyśleć, że tak miały wyglądać. Na moje szczęście nie było widaćz zbyt dużo krwi. Dziewczyna nachyliła się nade mną, a ja patrząc na nią spode łba, posłałam jej kolejne groźne spojrzenie.
- Mówiłam, żebyś sobie poszła? - Warknęła, a w jej głosie czułam nutkę friumfu - Daje ci znowu szansę
Przepełniała mnie, coraz większa złość. Nie będę tchórzem! Nie zostawię przyjaciółki! Ta suka nie mogła z nami wygrać. Nie bez walki, dlatego zamiast uciekać, splunęłam w nią śliną, odrobinę pomieszaną z krwią, a później, gdy była jeszcze zdezorientowana, kopnęłam ją w brzuch. Jak się cieszę, że założyłam dzisiaj glany. Jennifer, nie spodziewała się, że mogę ją zaatakować, więc nawet się nie broniła. Jeszcze nikt się, aż tak jej nie buntował. Wstałam i popatrzyłam z góry, na wijącą się pod moimi stopami dziewczynę.
- Mówiłam, żebyś ją zostawiła?
Tym razem to ja stałam nad nią triumfując. Jeszcze raz splunęłam na jej twarz, uśmiechając się od ucha do ucha, a ona wydała z siebie wark z niezadowolenia, chodź brzmiał trochę jak jęk. Nadepnęłam jej na dłoń, którą chciała wytrzeć twarz, przez co zauważyłam u niej dziwny grymas. Docisnęłam mocniej stopę, pałając się jej bólem. Ja nacierpiałam się już wystarczająco, Lucy z resztą też. Teraz jej kolej. Po chwili widziałam żyły, poszerzające się na jej rękach. Złość aż z niej ociekała, można powiedzieć, że wręcz się gotowała. Lucy na wszystko patrzyła z przerażeniem.
- Tiffany! Keysi! - Krzyknęła zdesperowana
Spojrzałam za siebie, ale nikogo tam nie było. Żywej duszy. Zaskakujące, że żaden nauczyciel jeszcze nie przyszedł. Nasze krzyki na pewno niosą się echem po całej szkole. Tutaj ściany mają uszy, a w niektórych miejscach nawet oczy. W damskiej szatni na szczęście nie ma kamer, mają do nas większe zaufanie.
- Czyżby przyjaciółki cię opuściły? - Zaśmiałam się
Wciąż nie zdejmowałam stopy z jej dłoni. Lucy stanęła obok mnie, zagryzając wargę roztrzęsiona. Przez chwilę spoglądała na czubki swoich, białych trampek. Gdy trochę się ośmieliła, złapała mnie za rękę, przyciągając lekko do siebie. Chciała po prostu, żebym zniżyła się trochę. Jestem dla niej znacznie za wysoka. Gdyż już się schyliłam, szepnęła:
- J-już wystarczy Sky... - Poprosiła, lekko się jąkając
Nie rozumiałam jej. Przecież ona nienawidzi jej tak samo jak ja, więc w czym problem? Dlaczego miałabym litować się nad tą jędzą? Odwróciłam głowę do niej i popatrzyłam jej w oczy. Błagała mnie wzrokiem, w końcu uległam. Zdjęłam stopę z sinej ręki Jennifer, ale nie spuszczałam z niej oczu. Nie miałam podstaw, żeby jej ufać. Poruszyła nią lekko. Krew znów mogła spokojnie w niej krążyć. Chyba powoli odzyskiwała czucie. Okazałam jej litość, tym razem. Niech ma się lepiej na baczności, bo żaden makijaż jej nie pomorze, żaden puder ani najlepszy podkład nie zakryje wszystkich blizn i siniaków. Będzie liczyć połamane żebra. Obiecuję jej to. Ostatni raz zgromiłam ją wzrokiem. Lucy z współczuciem spoglądała na Jennifer. Wyszeptałam jej imię i ruchem głowy pokazałam, że powinnyśmy iść, ale ona stała w miejscu jak wryta. Wyglądała na przerażoną. Czy to przez moje zachowanie? Pierwszy raz z mojego powodu miała ten wyraz twarzy. Mimowolnie spojrzałam na obolałą Jennifer, a później na swoje dłonie. Możne nie było na nich krwi, ale ja się tak czułam, jakby były lepkie od szkarłatnej cieczy. W oczach Lucy stałam się drapieżną bestią, poplamioną jeszcze ciepłą, świeżą krwią swojej ofiary. Zagryzłam wargę, a dziewczyna znowu patrzyła na czubki swoich butów. Odwróciłam się, robiąc krok w przód, a wtedy zderzyłam się z kimś. Podniosłam wzrok i przeszedł mnie dreszcz. Przede mną stała Tiffany. Nagle serce zaczęło walić mi mocniej, jakby chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. Towarzyszył temu dziwny ból, żal do Lucy, że o niczym mi nie powiedziała. Teraz dobrze wiedziała, że ona wcale nie patrzyła na mnie, tylko na nią. To jej się bała. To nie ja byłam bezlitosną bestią, chodź mimo wszystko nadal tak się czułam. Ktoś złapał mnie od tyłu. Byłam zdezorientowana. Czy to mogła być Lucy? Spuściłam wzrok na dłonie oprawcy: zadbane, lakier z najwyższej półki, droga biżuteria. To mogła być tylko Keysi - kolejna podwładna Jennifer, bo nie sądzę, że mogłabym je nazwać przyjaciółkami. Zaczęłam się wiercić, starałam uwolnić się z uścisku żmii.  Tiffany bardzo to bawiło, dlatego długo zwlekała z następnym krokiem. Kto by pomyślał, że taka malowana lalka może być tak silna... Chyba zakupy robią swoje. Adrenalina  pulsowała w moim organizmie. Moje oddechy były coraz płytsze. Wiedziałam, że mnie nie zabiją, a mimo wszystko się bałam. Mogły być zdolne do praktycznie wszystkiego. Zaczęłam krzyczeć, na tyle głośno, na ile pozwoliły mi na to płuca oraz krtań, ale Keysi szybko zakryła mi usta, żeby go stłumić. Wtedy zdeterminowana ugryzłam ją na tyle mocno, że już po chwili poczułam w ustach krew. Przerażona dziewczyna puściła mnie. Przez chwilę byłam wolna. Mogłam uciec, ale rozejrzałam się jeszcze za Lucy. Niestety zobaczyłam wokół siebie tylko trzy dziewczyny, na których widok czułam mdłości. Mój wzrok zatrzymał się na Jennifer, która się uśmiechała, mimo licznych zadrapań i siniaków. Nie wróżyło to nic dobrego. Rzuciłam się do biegu, ale nie udało mi się uciec daleko. Po chwili dostałam czymś zimnym i ciężkim w tył głowy. Upadłam na ziemię, oczy zaczęły mi się kleić. Ostatnie co widziałam, to dwie żmije, które stały nade mną. Dołączyła do nich trzecia, ta najpodlejsza, lekko poszkodowana. Wszystkie równo zaczęły na mnie syczały. Gdyby miały palce, pewnie jeszcze wytykały by mnie palcami. Na koniec zostałam kopnięta w brzuch. Zamknęłam oczy. Nastała ciemność. Nie było już nic. Moja świadomość powoli zanikała. Zemdlałam... Lucy dlaczego...



środa, 25 maja 2016

" Tajemnica z Rio " - Prolog cz. 1

Wstałam z samego rana. Znowu obudził mnie dźwięk wiertarki. Miałam ogromną ochotę wsadzić sobie zatyczki do uszu, ale nie miałam na to czasu. Znając życie i tak będę spóźniona. Kto by się spodziewał? Ale, jakby nie patrzeć spóźnianie się jest normalne w Brazylii, a nauczyciele patrzą na to z przymrużeniem oka, z resztą jak wielu pracodawców. Minuta czy też godzina co za różnica? Ważne, że jesteś i możesz zarabiać dla nich kasę. Eh, kolejne odgłosy, tym razem młotka przerwały moje myśli. Już od dwóch tygodni w moim domu trwają remonty. W końcu, a może i niestety moi rodzice postanowili coś zmienić. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle może najwyższy czas zająć się tą ruderą, ale hałas jaki przy tym robią budowlańcy bardzo, ale to bardzo mnie irytuje. Ciężko mi się skupić na nauce, nie żebym się jakoś szczególnie uczyła, ale jednak. Nie potrafie usłyszeć swoich myśli. Ale najgorzej, gdy chce rozmawiać z koleżankami. Mówię wam, to nie możliwe. Leżałam na plecach i patrzyłam w sufit. Wciąż byłam na etapie pożegnania się z cieplutką kołdrą. Gdy już zdarłam ją z siebie, ociążała zwlokłam się z łóżka. Nie miałam nawet krzty chęci, żeby pójść do szkoły, ale fakt iż był to piątek podtrzymywał mnie na duchu. Nie stać mnie było jeszcze na żaden wysiłek. Było za wcześnie, więc nawet nie starałam się wysilać i przeciążać mój organizm, który ledwo poradził sobie z ustaniem na dwóch nogach. Darowałam sobie ścielenie łóżka. Zniechęcona podeszłam do szafy, w końcu musiałam coś na siebie założyć. To dobrze, że "obudziłam się" wcześniej, bo przez dobre pięć - dziesięć minut stałam w samej koszuli myśląc co wybrać. Ubrań miałam całą szafę, chodź i tak nie chodziłam w większości z nich, a mimo że ich nie chciałam to mama i tak potrafiła kupować ich więcej i więcej. Czasem się zastanawiam czy któreś z nich mnie zrozumie. Ostatecznie wzięłam czarne leginsy i luźną, białą bluzkę z czarnym napisem " Ceep  calm and be yourself". Nie lubiłam się szczególnie stroić. Szczerze to nawet zwykle było mi to obojętne w czym pójdę. Następnie rozpuściłam włosy i zrobiłam sobie taki mocy, ciemny makijaż jak lubię. Rysując ostatnią kreskę zobaczyłam kątem oka, że ekran mojego telefonu się zaświecił. Odłożyłam kredkę na miejsce i podniosłam go. Dostałam SMS od Lucy, mojej najlepszej przyjaciółki. Napisała, że nie wie czy przyjdzie do szkoły. Dlaczego? Chyba wiem, nie dziwie jej się od kilku tygodni Keysi wraz ze swoim "gangiem" nie daje jej spokoju. Nie mam pojęcia, dlaczego się tak do niej przyczepili, ale to wcale nie jest miłe. Ostatnio przed angielskim wylali na nią wiadro wody. Od góry do dołu była przemoknięta. Już nawet nie skomentuje tego, co stało się z jej makijażem, a nauczycielom wykręciła się mówiąc, że pomyślała, że dziś mamy śmigus dyngus, mimo że wypadał dopiero w sobotę. Ale nie mogła mnie tak zostawić. Bez wahania odpisałam: "Proszę przyjdź nie możesz okazać słabości". Schowałam komórkę do plecaka i złapałam za jego ramię. Zapakował go poprzedniego dnia, żeby oszczędzić sobie na to czas rano. Zeszłam na dół do jadalni, gdzie czekał na mnie już tata, który miał dzisiaj wolne. Wygodnie rozsiadł się na krześle i pił kawę. Dobrze, że nie dał jeszcze nóg na stół, pomyślałam. Tata nie wyglądał na szczególnie zadowolonego jak to bywało. Nawet nie do końca się jeszcze rozbudził, bo dopiero po chwili zorientował się, że stoję w drzwiach.
- Cześć - Przywitałam się nie chętnie i ospale
Rzuciłam plecak na podłogę i nie wyspana opadłam na krzesło. Widać po mnie, że mój mózg sobie smacznie śpi, a ja niej jestem jeszcze w stanie myśleć. Mogłam wcześniej położyć się spać. Przede mną na stole leżała gotowa jajecznica. Uwielbiałam wszystkie posiłki przygotowane przez tatę, powinien zostać kucharzem. Już ślinka mi ciekła na myśl o niej. Wzięłam pierwszy kęs, który niemal rozpłynął się w moich ustach. Delektowałam się smakiem świerzo przygotowanych jajek, kiedy tata zwrócił mi uwagę.
- O cześć Sky - Krzywo na mnie spojrzał - Skarbie, od kiedy je się jajecznice łyżką?
Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem. Nie rozumiałam, o co mu chodzi. Jaką łyżką? Spojrzałam na swoją rękę, wszystko było jasne. Trzymałam w niej... łyżke. Poważnie? Ale jak? Kiedy? Przecież brałam widelec, pomyślałam. Czyżbym była, aż tak roztrzepana, a raczej nieprzytomna? Wypuściłam ją i odsunęłam się z krzesłem trochę od talerza. Udało mi się trochę ocknąć, dzięki tej małej pomyłce.
- Taka nowa, um moda? - Starałam się delikatnie obrócić to w żart
- Ha ha - Zaśmiał się ironicznie - Ile spałaś? No przyznaj się bąblu.
Jak zwykle chciał mi trochę dokuczyć. On chyba też odzyskał humor, a przynajmniej na ten moment.
- Ej! Dobrze wiesz, że nie lubie jak mnie tak nazywasz. - Oburzyłam się - Mam 16 lat!
- Ach, no tak jesteś już taka dorosła - Westchnął i dokończył kawę
Odłożyłam łyżkę do zmywarki i sięgnęłam po widelec, uśmiechając się przy tym głupio do taty, ale on nie zareagował. Siedział tylko, ręce miał podparte na stole o łokcie i patrzył w okno. Nic nie było za nim ciekawego. Przy oknie kuchennym były drzwi, którymi można było wyjść na mały taras. Idealnie miejsce na rodzinne obiady, które i tak nie zdarzały się często, a poza tym tylko wysoki żywopłot z Tuji i mały ogródek. Tata wyglądał na solidnie zmęczonego. Pewnie znowu myślał nad nową książką. Johns, szef wydawnictwa, bardzo na niego naciska. Zbija na nim sporo kasy. Julian, tak nazywał się mój tata, był znanym, Brazylijskim pisarzem. Pisał głównie książki przygodowe
Były naprawdę dobre i popularne, szczególnie w stolicy, chociaż jak każdy wie, słynie z wielu imprez i hucznych festynów. Jednak wielu mieszkańców lubi raz na jakiś czas przeczytać coś krótkiego i lekkiego, jakie są niektóre książki mojego taty. Niektórzy snują swoje teorie, że może być jakimś krewnym Stephanie Meyer, autorki "Zmierzchu", ale poza nazwiskiem nic ich nie łączy. Chyba, że mój tata skrywa przede mną jakieś mroczne tajemnice. Haha, to przecież nie możliwe. W moim domu nie mamy żadnych sekretów, nic a nic. Już dawno dowiedziałam się wszystkiego o moich rodzicach. Poza tym " mroczne sekrety", sama się teraz z tego śmieję. Moja rodzina jest najzwyczajniejszą na świecie, a przynajmniej w całej Brazylii. Nie licząc tego, że są nadziani, ale po mnie raczej tego nie widać. Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść. Tym razem już widelce. A wracając do książek mojego taty... Są świetne! Sama czasem je kupuje, gdy nie mam co czytać. Wypada wiedzieć o czym pisze twój własny ojciec. Jego szczególnie lubianą książką jest "Szczęśliwa gwiazda", która opowiada w sumie o jego życiu. Zmienione są imiona i niektóre sytuację. Skąd to wiem? Gdy byłam mała tata sporo opowiadał mi o swoim dzieciństwie, poza tym jak już mówiłam, nie mamy przed sobą tajemnic, a przynajmniej nie mieliśmy do czasu, aż skończyłam pierwszą gimnazjum. Tata wychował się w małej wsi Lunerio. Nie należał do bogatej rodziny, wszystko co teraz ma osiągnął poprzez ciężką pracę, dlatego zawsze mi powtarza " Pracuj ciężko, ucz soę dużo póki możesz, bo kiedyś nas zabraknie, a pieniądze nie spadną ci z nieba". Miał w tym trochę racji. Ale nie wiem skąd on zdobył takie umiejętności, bo szkoła do której chodził też nie była jakaś najlepsza. Nienawidzł przedmiotów ścisłych, za to jak nikt kochał polonistykę, chodź historia to nie jego mocna strona. Gdy miał dziewiętnaście lat wyjechał do Flamengo, miasta blisko Rio, gdzie studiował. Tam też poznał Holiday, moją mamę. Dziewczynę o długich, kruczoczarnych włosach i bardzo jasnych, błękitnych oczach, w których mój tata o mało nie utonął, jak to sam ujął. Była znacznie wyższa od niego, chodź on również nie należał do niskich. Opowiedział też na moje życzenie jak się poznali. A było to tak. Pewnego dnia moja mama poszła z swoją przyjaciółką do kawiarnii, gdzie spotkały jej chłopaka. Przyjaciółka ją przeprosiła i wyszła razem z nim. Moja mama została sama i rozmyślała o tym, jak kto jest mieć chłopaka, bo sama jeszcze go nie miała. W pewnej chwili jakiś chłopak, wysoki blondyn o fiołkowych oczach, zapytał czy może się dosiąść. Dopiero jego głos wyrwał ją z zamyślenia. Gdy tylko spojrzała na niego, bez namysłu się zgodziła. Przedstawili się sobie, a potem zajęli się rozmową. Nawet nie zauważyli, kiedy minęły trzy godziny. Wymienili się numerami i stwierdzili, że muszą się jeszcze się kiedyś spotkać. No i spotkali nie raz. Zakochali się w sobie no i... Skończyli jako małżeństwo. Mama była dziennikarką. Wiele podróżowała, ale ja niestety nigdy nie mogłam z nią jeździć. Twierdziła, że nie mogę podróżować bo muszę zdobywać wiedzę, aby kiedyś robić to co kocham. Ostatnimi czasy przestała jednak wyjeżdżać, gdyż dostawała wiele reportaży, niedaleko domu. Zawsze była pogodna. Nigdy nie narzekała na pracę, bo to jej wymarzony zawód. Robiła to, co naprawdę sprawiało jej radość, tak samo jak tata. Z mamą nigdy się nie kłóciłam, zawsze byłyśmy zgodne... No prawie, bywały wyjątki, ale rzadko. Co innego z ojcem.  Gdy byłam jeszcze mała lubiłam jego towarzystwo, ale od kąd skończyłam czternaście lat rozmawialiśmy coraz mniej, a teraz prawie wcale. Twierdzi, że gimnazjum bardzo mnie zminiło, rzecz jasna na gorsze, ale ja tak nie uważam. Bardzo lubię siebie taką, jaka jestem i jaka się stałam. Naturalnie jestem blondynką o fiołkowych oczach, po tacie jak już możecie się domyślić, ale pod koniec trzeciej gimnazjum postanowiłam przefarbować włosy na niebiesko z kilkoma czarnymi pasemkami, żeby nikt nie wziął mnie za głupią blondynkę. Oczywiście nie podałam powodu tacie, nie chciałam go urazić. Rodzice mieli dla mnie mało czasu. Zawsze są bardzo zajęci. Obiady to jedyny czas, kiedy możemy, ale nie musimy się spotkać wszyscy razem. Dlatego obiady to u nas było święto. Mimo, że moja rodzina miała swoje wady to ją kochałam, bo kto ich nie ma.
- Sky? - Wyrwał mnie z zamyśleń tata - Sky żyjesz?
Położył ręke na moim ramieniu. Poderwałam się momentalnie. Zobaczyłam że już dawno zjadłam śniadanie, talerz był pusty, a ja tkwiłam nad nim z widelcem. Ciekawe ile trwałam w takim stanie zawieszenia.
- Zamyśliłam się - Odparłam
Wstałam od stołu i przełożyłam plecak przez ramię, wtedy do kuchni weszło dwóch mężczyzn w strojach roboczych, ale nie wyglądali, jak ci którzy zawsze tu przychodzą. Oboje mieli czarne włosy. Wyglądali na silnych.
- Dzień dobry - Przywitał się wyższy
Drugi stał cicho, do czasu aż "ten pierwszy sprzedał mu kuksańca w bok i coś do niego szepnął, ale nie byłam wstanie usłyszeć co.
- Dzień dobry, ym dzień dobry - Odezwał się rozkojarzony
- Dobry - Mruknęłam
Oboje patrzyli na mnie z grymasem, którego znaczenia nie byłam w stanie rozgryźć. Zgaduje, że nie bardzo mnie polubili i z wzajemnością...


-Jess



sobota, 14 maja 2016

Opis fabuły i główne postacie

Hejka.
Jestem  Paula, na blogu będę podpisywać się Lisia. No to może zacznijmy od fabuły.
Skayler Meyer to normalna nastolatka ucząca się w liceum, do czasu gdy w tajemniczy sposób zostają zamordowani jej rodzice. Razem ze swoją przyjaciółką rusza w pogoń za zabójcami. Odkrywa przy tym wiele mrocznych intryg i rodzinnych tajemnic. Coraz bardziej zagłębia się w nieznany jej dotąd świat. Poza tym zakochuje się w pewnym chłopaku, który później jej pomaga. Czy ich miłość będzie możliwa?

No to teraz postacie.

1. Skayler Meyer  



Wiek: 17 lat
Historia: Jest zwykłą dziewczyną z liceum, bardzo mądrą. Ruszyła w pogoń za zemstą, ponieważ jest zdeterminowana pomścić swoich zamordowanych rodziców. Ma duszę artysty.
Rodzina: Ma wujka i ciotkę do których udaje się po rady.
Talizman: Dostała naszyjnik od mamy. Bawi się nim gdy jest zestresowana.
Talizman Sky














2. Zafia Afaf Mohamed


Wiek: 17 lat
Historia: Przeprowadziła się z Egiptu. Chodzi do tego samego liceum co Sky i się z nią przyjaźni. Jest trochę przeciwieństwem Sky. Jest Lekkoduchem.
Rodzina:  Ma starszego brata, który się nią opiekuje. Jej rodzice żyją, ale ich nie zna.
Talizman: Nie pamięta skąd go ma, ale prawdopodobnie zostawiła go jej mama.
Talizman Zafi













3. Clark Afaf Mohamed



Wiek: 20 lat
Historia: Przeprowadził się z Egiptu. Opiekuje się swoją młodszą siostrą. Jest odpowiedzialny, rozsądny, ale też niezwykle wkurzający, a czasem dziecinny. Zaf długo przed nim wszystko ukrywała, ale gdy się dowiedział przyjął to ze spokojem i postanowił wspierać siostrę.
Rodzina: Młodsza siostra Zafia.








4.  Hannah i Edward Carver


Wiek: 28 lat (Hannah) i 30 lat (Edward)
Historia: Po morderstwie rodziców Sky przygarnęli ją i opiekowali się nią jakby była ich własną córką
Rodzina: Siostrzenica Sky








5. Clark



Wiek: 21 lat
Historia: Wszyscy zastanawiają się jak z jego poziom IQ dostał się do paczki. Przyjaciel Kleofasa. 
Rodzina: brak Do 18 lat mieszkał w domu dziecka.











6. Kleofas



Wiek: 24 lata 
Historia: Najgłupszy z paczki zabójców. Przyjaciel Clarka. Znalazł go przywódca zabójców na ulicy. Zauważył drzemiący w nim potencjał i przygarnął do paczki (a że okazał się być idiotom o nie jego wina)
Rodzina: brak





7. Kirra



Wiek: Nikt tak naprawdę nie wie ile on ma lat
Historia: Prowadzi grupę zabójców, Nikt nie wie skąd się wziął ani jak brzmi jego prawdziwe imię. Jest inteligenty, tajemniczy i rozważny.
Rodzina: Nic o niej nie wiadomo.












 Macie jeszcze piosenkę ;)



                                                                                                                            -Pozdrawiam

                                                                                                                                                 Lisia

wtorek, 10 maja 2016

Początek wszystkiego...

Elo elo 320
Tym wieśniackim powitaniem zaczynam ten wpis. Bum szakalaka ja jestem Karolina dla przyjaciół Jessika, Jessi, żelek. Na blogu raczej będę się podpisywać "Jessi". Od razu mówię blog należy do Lisi, ale postanowiłam zrobić ten wpis powitalny, bo czemu nie?
To nie pierwszy blog na którym jestem obecna, a i tak pustka w głowie i nie wiem od czego zacząć ><
Może tak... Misie moje drogie pewnie chcecie wiedzieć co to za blog, o czym jest i co ja tu robię. Zacznijmy od początku (ten wstęp był chaotyczny jak ja)...
Całkiem nie dawno zrodziła się idea tego bloga z głów takich dwóch dziewczyn jakimi jesteśmy ja i Lisia. Zaczęło się od tego, że Lisia chciała na matmie pisać creepypastę, a ja miałam dać jej pomysł, więc powstało " to". Czyli opowiadanie, trochę kryminał, a poniekąd może to będzie horror,  pojawi się magia jak to u nas bywa. Mam nadzieje, że opowiadania przypadną wam do gustu. Jeszcze nie wiem czy opowiadań tu nie będzie więcej *^*
Ja raczej przedstawiać się nie muszę, a jak chcecie to poproście sobie Lisię. Hym hym hym... Coś jeszcze? A jeszcze więcej blogów i chyba zginę w tych internetach. Jak blog się spodoba miłe są komentarze i jak wszystko dobrze się rozkręci to może dodamy zakładki z informacjami o autorkach. Chcecie opis fabuły? W takim razie to może w następnym wpisie. Zanim pojawi się prolog może minąć trochę czasu, bo blog jest w fazie tworzenia.

Gifek od moderatorki *,*


Pytanie dnia: Jak taka przesłodzona dziewczynka chce pisać kryminały? Otóż nie wiem.

- Pozdrawiam
Jessi