poniedziałek, 2 stycznia 2017

"Tajemnica z Rio" - Prolog cz.3

Powoli wróciła mi przytomność, ale nie mogłam dojść do siebie. Chciałam się podnieść, jednak mięśnie odmawiały mi posłuszeństwa. Leżałam na podłodze, nie mogąc otworzyć oczu. Dopiero po chwili zebrałam się w sobie i udało mi się to zrobić, chodź z wielkim trudem. Oślepiło mnie jasne światło, rzucane przez szkolne lampy, a boląca głowa dała o sobie znać. Witaj smutna rzeczywistości! Miło lub nie cię znowu widzieć, chodź jeszcze nie do końca. Nad sobą usłyszałam niewyraźny głos. Nie należał do żadnej, znanej mi osoby. Zamrugałam jeszcze kilka razy, aż mój wzrok się wyostrzył, a jaskrawe, kolorowe plamy nabrały kształtów. Pierwszą rzeczą, a w sumie osobą, którą ujrzałam był czarnooki chłopak, który pochylił się nade mną. Wyciągnął dłoń w moją stronę, oferując tym pomoc.Wtedy mnie to nie zastanawiało, a nawet chętnie ją przyjęłam. Z resztą, miałam jakiś wybór? Byłam zbyt obolała, żeby myśleć, nie mówiąc o tym, żebym wstała się o własnych siłach. Chwyciłam jego dłoń i z pomocą udało mi się podnieść.
- Co się stało? - Spytał zmartwiony
Nie odpowiedziałam od razu. Musiałam pozbierać swoje myśli mimo bólu, który rozsadzał mi czaszkę. Dlaczego go w ogóle to interesowało? Nawet mnie nie znał, nie wiedział o mnie kompletnie nic. No chyba, że z widzenia, w co wątpiłam, bo chyba też bym go kojarzyła... Prawda? Z resztą mocno dostałam, wszystko mogło mi się poprzekręcać. W każdym razie jedno jest pewne, on nie chodzi do tej szkoły, w takim wypadku z pewnością bym go pamiętała lub w obecnej sytuacji coś by mi świtało. Z resztą chyba jest starszy, może absolwent? Zaczęłam się zastanawiać, czy powiedzieć mu prawdę, jednak nie miałam nawet podstaw, żeby mu ufać. Jeszcze okazałoby się, że znaleźli sobie jakiegoś pieprzonego stażystę w tej szkole, o ile coś takiego jest możliwe. Chłopak najwyraźniej zaczynał się już niecierpliwić, długo nie odpowiadałam, tylko przenikałam wzrokiem jego białe conversy, próbując unikać kontaktu wzrokowego. Gdy w końcu podniosłam głowę, zobaczyłam jak ponagla mnie wzrokiem. Czyżby mu się spieszyło? W takim razie po co mnie zaczepiał...
- Nic takiego. - Oznajmiłam. - Zwyczajnie zemdlałam i upadłam przy szafce - Kłamstwo z łatwością przeszło m przez gardło. Powiedziałam to tak naturalnie, że można by pomyśleć, że to prawda.
No cóż, nie zamierzałam składać wizyty pani pedagog. Gdy chwilę milczał dodałam, wzruszając ramionami:
- Bywa...
- Mówisz to tak, jakby właściwie nic się nie wydarzyło. - Zaczął z lekkim zaskoczeniem, które szybko przeszło w coś, co przypominało.... żal? - Jakby nie zależało ci na życiu, zawsze mogło to być coś poważanego.
Och, skąd ta troska? - pomyślałam z irytacją.
- Cóż... wypadki chodzą po ludziach. "Raz na wozie raz pod wozem" - Zacytowałam, przewracając oczami. - Mogło, ale nie musiało... Zwykłe przemęczenie? - Zapytałam nie dając mu czasu na odpowiedz - Tak, myślę że to mogła być przyczyna.
Ponownie wzruszyłam ramionami, opierając się o szafkę, a jeszcze wcześniej ją zamykając. Schowałam kluczyk do kieszonki. Zaczęłam teraz uważniej przyglądać się mojemu "wybawcy". Szkoda, że nie zjawił się, gdy naprawdę potrzebowałam pomocy. Teraz właściwie mi trochę ubliża. W ogóle na samą myśl o słowie "wybawca" zrobiło mi się niedobrze. Poczułam się jak w typowym serialu, romansidle dla nastolatek. Jeszcze okazałoby się, że on podkochuje się we mnie od dawna, ale w nim jest zakochana jeszcze jakaś zdzira i wyjdzie z tego jedna wielka gówno burza lub jak kto woli "historia miłosna"... N I E! Nie pisałam się na to... Chodź, gdy tak na niego patrzyłam nie wyglądał najgorzej. Był bardzo wysoki, wyższy ode mnie, co było dla mnie zaskoczeniem. Zazwyczaj to ja byłam tą żyrafą, cóż metr siedemdziesiąt osiem to chyba nie mało. Uwagę z pewnością przykuwały jego starannie ułożone, czarne włosy. Nie były proste, ani przylizane, nie odstawały też za bardzo. To był artystyczny nie ład na jego głowie, nad którym musiał spędzić trochę czasu przed lustrem. Rzadko widuje chłopaków, którzy o siebie szczególnie dbają, a on wyglądał właśnie na takiego. Włosy komponujące  się z cała resztą twarzy wyglądały całkiem... ładnie. Ech, co ja mówię, no był przystojny i trzeba było to przyznać. Do włosów idealnie pasowały mu czarne oczy oraz jego ciemna karnacja, ale nie myślcie od razu, że był murzynem! Bez przesady! Ubrany był w obcisłe dżinsy i czarną, napiętą koszulkę ukazującą jego mięśnie, na których trochę dłużej się zatrzymałam.
- Na pewno nic ci nie jest?
Męski głos wybudził mnie z rozmyślań. Uświadomiłam sobie, że przyglądałam mu się od dłuższego czasu, a on znakomicie zdawał sobie z tego sprawę. Zrobiło mi się głupio, więc szybko odwróciłam wzrok.
- Tak, chyba powoli dochodzę do siebie. - Mruknęłam cicho, lekko zawstydzona.
Ukradkiem znów zerkałam na niego. Niestety po jego wyrazie twarzy ciężko mi było stwierdzić co o mnie myśli. Zapewne, że nieźle przywaliłam głową o tę szafkę.
- Właściwie sama mam pytanie, odkąd tylko  cię zobaczyłam...
- Tak? - Wyglądał na zmieszanego.
Starałam się utrzymać powagę.
- Wiesz, że to jest damska szatnia prawda?
Przez moment jego wyraz twarzy był bezcenny. Nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem, co rzadko mi się zdarzało. Nie miałam pojęcia, dlaczego nagle zrobiłam się taka szczęśliwa. Uśmiechałam i to do osoby, która była mi kompletnie obca. Powinnam była martwić się o Lucy, o to co mogły zrobić jej te poczwary, a zamiast tego szczerzyłam się do niego. Wszystko inne na chwilę przestało się dla mnie liczyć. Musiałam zrobić sobie odskocznie od rzeczywistości, choćby na tę parę minut.
- Yyy... - Zawahał się - No ja tylko odprowadzałem siostrę - Odpowiedział w końcu
- Siostrę? - Powtórzyłam kpiąco
Było widać, że coś kręci. Jesteśmy prawie pełnoletni! Kogo jeszcze rodzice odprowadzaliby do szkoły? Może budynki pomylił...
- No tak, bywa... roztrzepana - Zaśmiał się - Ale najwyraźniej trafiła do klasy.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Nie miałam ochoty ciągnąć tej rozmowy, mimo że mogłam, bo chciałam wiedzieć, kto w takim razie jest jego siostrą. Stwierdzenie "roztrzepana" nie pasowało do końca do żadnej z osób, które znam. Poza Maddy, wiecznie nieprzygotowanej dziewczyny, która ma okres trzy razy w miesiącu. Moim zdaniem jest dziwna i nie chodzi mi o to, że odstaje czymś od reszty. W ten sposób to ja chyba jestem dziwna. Ona po prostu... ech jest jaka jest. Filtr z pieskiem zawsze i wszędzie, buziaczki, lovki, uważa się za fajną, a w rzeczywistości każdy obgaduje ją za plecami. Nie żebym coś do niej miałam, jednak wole jak trzyma się daleko ode mnie. Co najzabawniejsze, jest znacznie bardziej lubiana ode mnie. Nie żebym narzekała, czy coś. Chłopak wydawał się być na swój sposób miły. Może spróbowałabym dalej ciągnąć tę rozmowę, gdyby coś nie wydało mi się podejrzane. Przyjrzał mi się uważnie, nie rozumiejąc, dlaczego zamilkłam, a ja tylko nasłuchiwałam. Czego? Czegokolwiek. Było zbyt cicho. Zdecydowanie. Do tego stopnia, że słyszałam brzęczenie muchy z drugiego końca szatni oraz bełkotliwy głos jednej z nauczycielek, niosący się echem po korytarzu. Wtedy w mojej głowie zapaliła się lampka, która rozjaśniła mój umysł. Podniosłam plecak z podłogi i oparłam go o swoją szafkę. Wyciągnęłam ze środka komórkę, zapominając o nieznajomym w pobliżu. Włączyłam go, żeby sprawdzić godzinę. W tym momencie poczułam czyjś oddech na karku. Szybko się odwróciłam, chowając komórkę za plecami.
- To wcale nie jest, tak jak wygląda! To nie telefon! - Krzyknęłam w swojej obronie.
Czarnowłosy chłopak zaśmiał się pod nosem i zrobił krok w tył.
- Dwa, sześć, sześć, sześć, dziewięć? Interesujące hasło - Oznajmił nie kryjąc rozbawienie - A to zdjęcie jest jeszcze lepsze - Odruchowo spojrzałam na wygaszacz ekranu, na którym wyświetlało się moje zdjęcie sprzed kilku lat, razem z czarnym kotem o rudych uszkach. - To jakiś rodzaj samouwielbienia?
Przez moment czułam jeszcze jak moje policzki płoną. Nie wiedziałam, czy to ze wstydu, czy z gniewu, na tego dupka, który naruszył moją prywatność. Byłam pewna, że zrobiłam się czerwona, ale on najwyraźniej nie zwrócił na to zbyt dużej uwagi lub zwyczajnie ignorował ten fakt. Moje serce wracało do normalnego rytmu. Prychnęłam na jego uwagę.
- Słyszałeś o czymś takim jak prywatność? - Odwarknęłam
Chyba w końcu będę miała pretekst, żeby zmienić hasło, pomyślałam.
- Hmm... - Zastanowił się przez moment, jakby jeszcze było nad czym. - Obiło mi się o uszy. Słyszałem też również, że na terenie szkoły nie używa się telefonów.
Chłopak uśmiechnął się do mnie złośliwie. W odpowiedzi obdarowałam go wściekłym spojrzeniem, które nie trwało zbyt długo, gdyż mój wzrok padł znów na telefon.
- Który to już raz? Wiedziałem, że nastolatki są uzależnione od telefonów, ale żeby aż tak?
Kątem oka dostrzegłam, jak kręci głową. Wiedziałam, że cała ta sytuacja go bawi. Drażnił się ze mną. Puściłam jego, żałosny z resztą, komentarz mimo uszu. Nie odezwał się już. Pierwszy raz cisza wydała mi się, aż tak piękna jak wtedy. Udało mi się spokojnie sprawdzić godzinę. Wyświetlacz mojego telefonu pokazywał ósmą piętnaście. Momentalnie się poderwałam. Pięknie, spóźniona! Wrzuciłam komórkę na dno plecaka, po czym przerzuciłam go sobie przez ramię. Już miałam się udać do wyjścia, gdy tuż przed moją twarzą pojawiła się ręka, podpierająca się o szafkę. Nie musiałam nawet podnosić wzroku, żeby wiedzieć do kogo należy. Może, dlatego że byłam w tym pomieszczeniu tylko z jedną osobą? Próbowałam go jakoś minąć, jednak mi na to nie pozwalał. Był szybszy, jakby przewidywał mój każdy ruch. Ostatecznie wyszło na jego i wróciliśmy do punktu wyjścia. Nie odzywaliśmy się, tylko patrzyliśmy sobie w oczy. Znaczy może on patrzył na mnie z odrobiną sympatii, ja tylko mierzyłam go wzorkiem, jakbym miała go zaraz zabić.
- Ekhem. - Odchrząknęłam. - Może jaśnie pan się usunie? - Zaproponowałam ostro, nie spuszczając wzroku
Naprawdę powoli zaczynało mnie świerzbić, żeby kopnąć go nie słabiej niż Keysi.
- Aż tak ci prędko do rozstania ze mną?
Coraz bardziej działał mi na nerwy. Nie dość, że i tak byłam już spóźniona, to on mnie jeszcze zatrzymywał. Miałam zamiar wyciągnąć komórkę i pokazać, która jest godzina, ale przypomniałam sobie o jego komentarzu, więc tylko rozłożyłam ręce. Nie jestem jak inne nastolatki, poniekąd chciałam mu to udowodnić.
- A jak myślisz, gdzie jesteśmy? - Syknęłam zirytowana  - Proszę, wysil szare komórki!
Nie liczyłam na to, że zrozumie o co mi chodzi, wystarczyła mi jego chwilowa dezorientacja. Wyminęłam go i pospiesznie ruszyłam w kierunku wyjścia. Miałam nadzieję, że tym razem uda mi się go pozbyć, ale no cóż nadzieja matką głupich i tym razem mnie zawiodła. Już po chwili czyjaś mocna dłoń oplotła się wokół mojego nadgarstka. Chłopak obrócił mnie twarzą do siebie. Przez moment tylko głupio się uśmiechał, a ja w tym czasie wyrwałam się z jego uścisku.
- Przepraszam, j...
- Zamknij się! - Wybuchnęłam nie dając mu dokończyć - Nic już więcej nie mów... - Zakończyłam chłodno
Dałam mu chwilę, gdyby chciał coś jeszcze dodać, jednak nie doczekałam się nawet słowa. Wzrok miał spuszczony na podłogę. Milczał. I dobrze. "Nie próbuj się do mnie zbliżać", miałam na końcu języka, ale nie powiedziałam tego, tylko odwróciłam się do wyjścia. Być może zrobiło mi się go trochę szkoda, ale tylko na krótką chwilę. Małe wyrzuty sumienia wywołane tym, że kogoś zraniłam. Jak u większości ludzi. Ech, "większość" jak bardzo nie lubiłam się do niej zaliczać. Jednak i tym razem po części stanowiłam wyjątek. Jedni by przeprosili, innym było by głupio, a ja? Jedno kłucie w sercu, a później byłam zadowolona. Ba! Dumna z tego jak postąpiłam. Przez moją głowę przeleciały wszystkie jego komentarze i zachowanie, jakim nie zirytował. Ostatecznie nie wytrzymałam. Naprawdę, nie chciałam go więcej widzieć.
- Pa. - Rzuciłam krótko, bez uczuć.

***
Wbiegłam zdyszana do klasy, rzucając szybkie: "Przepraszam za spóźnienie". Wszystkie pary oczu zwróciły się w moją stronę, włącznie z panem Fray. Czułam się dokładnie tak, jakbym miała coś na twarzy, ale nikt nie miał odwagi mi czegoś powiedzieć, tylko obserwował z dziwnym grymasem. Wyraz twarzy niektórych mówił jedno - Co ona tu robi? W sumie sama zadaje sobie to pytanie każdego ranka. Jakbym była kimś obcym, nieproszonym. Chodź poniekąd może tak było? Nie integrowałam się z resztą. Byłam takim odludkiem, odstającym od reszty całą swoją osobą. Nie należałam do osób, które łatwo da się lubić. Może to i dobrze. Nie byłam taką prostą w ujarzmieniu zdobyczą. Jedynie Lucy potrafiła mnie "oswoić". Na wspomnienie imienia przyjaciółki, zaczęłam latać wzrokiem po ławkach przede mną. Niestety widziałam tylko znudzone twarze uczniów, wpatrujące się we mnie z braku lepszego zajęcia. Nie było tam tych ciepłych, zawsze dodających otuchy pary oczu.
- Skylar usiądziesz, czy chcesz może za mnie poprowadzić zajęcia? - Głos wychowawcy przerwał m poszukiwania
- Ja tylko... Yh... - W klasie rozległ się cichy śmiech
Do moich uszu dotarło również kilka szeptów na mój temat: "Stary, właśnie dlatego nie przesadzaj z amfą!", "Chyba spadła rano z łóżka... na twarz", "Ona tak zawsze, wariatka!". Nigdy nie rozumiałam, skąd się to bierze. Nic nikomu nie robiłam, nie wadziłam... Tylko żyłam. Czy to wystarczający powód?
Spojrzałam na pana Fray, a ten uniósł dłoń, dając klasie znak, żeby zamilkła. Dopiero teraz zauważyłam drobną postać u jego boku, a później przeczytałam napis na tablicy, którego nie dokończył, "Zafia".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz