- Cześć - Przywitałam się nie chętnie i ospale
Rzuciłam plecak na podłogę i nie wyspana opadłam na krzesło. Widać po mnie, że mój mózg sobie smacznie śpi, a ja niej jestem jeszcze w stanie myśleć. Mogłam wcześniej położyć się spać. Przede mną na stole leżała gotowa jajecznica. Uwielbiałam wszystkie posiłki przygotowane przez tatę, powinien zostać kucharzem. Już ślinka mi ciekła na myśl o niej. Wzięłam pierwszy kęs, który niemal rozpłynął się w moich ustach. Delektowałam się smakiem świerzo przygotowanych jajek, kiedy tata zwrócił mi uwagę.
- O cześć Sky - Krzywo na mnie spojrzał - Skarbie, od kiedy je się jajecznice łyżką?
Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem. Nie rozumiałam, o co mu chodzi. Jaką łyżką? Spojrzałam na swoją rękę, wszystko było jasne. Trzymałam w niej... łyżke. Poważnie? Ale jak? Kiedy? Przecież brałam widelec, pomyślałam. Czyżbym była, aż tak roztrzepana, a raczej nieprzytomna? Wypuściłam ją i odsunęłam się z krzesłem trochę od talerza. Udało mi się trochę ocknąć, dzięki tej małej pomyłce.
- Taka nowa, um moda? - Starałam się delikatnie obrócić to w żart
- Ha ha - Zaśmiał się ironicznie - Ile spałaś? No przyznaj się bąblu.
Jak zwykle chciał mi trochę dokuczyć. On chyba też odzyskał humor, a przynajmniej na ten moment.
- Ej! Dobrze wiesz, że nie lubie jak mnie tak nazywasz. - Oburzyłam się - Mam 16 lat!
- Ach, no tak jesteś już taka dorosła - Westchnął i dokończył kawę
Odłożyłam łyżkę do zmywarki i sięgnęłam po widelec, uśmiechając się przy tym głupio do taty, ale on nie zareagował. Siedział tylko, ręce miał podparte na stole o łokcie i patrzył w okno. Nic nie było za nim ciekawego. Przy oknie kuchennym były drzwi, którymi można było wyjść na mały taras. Idealnie miejsce na rodzinne obiady, które i tak nie zdarzały się często, a poza tym tylko wysoki żywopłot z Tuji i mały ogródek. Tata wyglądał na solidnie zmęczonego. Pewnie znowu myślał nad nową książką. Johns, szef wydawnictwa, bardzo na niego naciska. Zbija na nim sporo kasy. Julian, tak nazywał się mój tata, był znanym, Brazylijskim pisarzem. Pisał głównie książki przygodowe
Były naprawdę dobre i popularne, szczególnie w stolicy, chociaż jak każdy wie, słynie z wielu imprez i hucznych festynów. Jednak wielu mieszkańców lubi raz na jakiś czas przeczytać coś krótkiego i lekkiego, jakie są niektóre książki mojego taty. Niektórzy snują swoje teorie, że może być jakimś krewnym Stephanie Meyer, autorki "Zmierzchu", ale poza nazwiskiem nic ich nie łączy. Chyba, że mój tata skrywa przede mną jakieś mroczne tajemnice. Haha, to przecież nie możliwe. W moim domu nie mamy żadnych sekretów, nic a nic. Już dawno dowiedziałam się wszystkiego o moich rodzicach. Poza tym " mroczne sekrety", sama się teraz z tego śmieję. Moja rodzina jest najzwyczajniejszą na świecie, a przynajmniej w całej Brazylii. Nie licząc tego, że są nadziani, ale po mnie raczej tego nie widać. Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść. Tym razem już widelce. A wracając do książek mojego taty... Są świetne! Sama czasem je kupuje, gdy nie mam co czytać. Wypada wiedzieć o czym pisze twój własny ojciec. Jego szczególnie lubianą książką jest "Szczęśliwa gwiazda", która opowiada w sumie o jego życiu. Zmienione są imiona i niektóre sytuację. Skąd to wiem? Gdy byłam mała tata sporo opowiadał mi o swoim dzieciństwie, poza tym jak już mówiłam, nie mamy przed sobą tajemnic, a przynajmniej nie mieliśmy do czasu, aż skończyłam pierwszą gimnazjum. Tata wychował się w małej wsi Lunerio. Nie należał do bogatej rodziny, wszystko co teraz ma osiągnął poprzez ciężką pracę, dlatego zawsze mi powtarza " Pracuj ciężko, ucz soę dużo póki możesz, bo kiedyś nas zabraknie, a pieniądze nie spadną ci z nieba". Miał w tym trochę racji. Ale nie wiem skąd on zdobył takie umiejętności, bo szkoła do której chodził też nie była jakaś najlepsza. Nienawidzł przedmiotów ścisłych, za to jak nikt kochał polonistykę, chodź historia to nie jego mocna strona. Gdy miał dziewiętnaście lat wyjechał do Flamengo, miasta blisko Rio, gdzie studiował. Tam też poznał Holiday, moją mamę. Dziewczynę o długich, kruczoczarnych włosach i bardzo jasnych, błękitnych oczach, w których mój tata o mało nie utonął, jak to sam ujął. Była znacznie wyższa od niego, chodź on również nie należał do niskich. Opowiedział też na moje życzenie jak się poznali. A było to tak. Pewnego dnia moja mama poszła z swoją przyjaciółką do kawiarnii, gdzie spotkały jej chłopaka. Przyjaciółka ją przeprosiła i wyszła razem z nim. Moja mama została sama i rozmyślała o tym, jak kto jest mieć chłopaka, bo sama jeszcze go nie miała. W pewnej chwili jakiś chłopak, wysoki blondyn o fiołkowych oczach, zapytał czy może się dosiąść. Dopiero jego głos wyrwał ją z zamyślenia. Gdy tylko spojrzała na niego, bez namysłu się zgodziła. Przedstawili się sobie, a potem zajęli się rozmową. Nawet nie zauważyli, kiedy minęły trzy godziny. Wymienili się numerami i stwierdzili, że muszą się jeszcze się kiedyś spotkać. No i spotkali nie raz. Zakochali się w sobie no i... Skończyli jako małżeństwo. Mama była dziennikarką. Wiele podróżowała, ale ja niestety nigdy nie mogłam z nią jeździć. Twierdziła, że nie mogę podróżować bo muszę zdobywać wiedzę, aby kiedyś robić to co kocham. Ostatnimi czasy przestała jednak wyjeżdżać, gdyż dostawała wiele reportaży, niedaleko domu. Zawsze była pogodna. Nigdy nie narzekała na pracę, bo to jej wymarzony zawód. Robiła to, co naprawdę sprawiało jej radość, tak samo jak tata. Z mamą nigdy się nie kłóciłam, zawsze byłyśmy zgodne... No prawie, bywały wyjątki, ale rzadko. Co innego z ojcem. Gdy byłam jeszcze mała lubiłam jego towarzystwo, ale od kąd skończyłam czternaście lat rozmawialiśmy coraz mniej, a teraz prawie wcale. Twierdzi, że gimnazjum bardzo mnie zminiło, rzecz jasna na gorsze, ale ja tak nie uważam. Bardzo lubię siebie taką, jaka jestem i jaka się stałam. Naturalnie jestem blondynką o fiołkowych oczach, po tacie jak już możecie się domyślić, ale pod koniec trzeciej gimnazjum postanowiłam przefarbować włosy na niebiesko z kilkoma czarnymi pasemkami, żeby nikt nie wziął mnie za głupią blondynkę. Oczywiście nie podałam powodu tacie, nie chciałam go urazić. Rodzice mieli dla mnie mało czasu. Zawsze są bardzo zajęci. Obiady to jedyny czas, kiedy możemy, ale nie musimy się spotkać wszyscy razem. Dlatego obiady to u nas było święto. Mimo, że moja rodzina miała swoje wady to ją kochałam, bo kto ich nie ma.
- Sky? - Wyrwał mnie z zamyśleń tata - Sky żyjesz?
Położył ręke na moim ramieniu. Poderwałam się momentalnie. Zobaczyłam że już dawno zjadłam śniadanie, talerz był pusty, a ja tkwiłam nad nim z widelcem. Ciekawe ile trwałam w takim stanie zawieszenia.
- Zamyśliłam się - Odparłam
Wstałam od stołu i przełożyłam plecak przez ramię, wtedy do kuchni weszło dwóch mężczyzn w strojach roboczych, ale nie wyglądali, jak ci którzy zawsze tu przychodzą. Oboje mieli czarne włosy. Wyglądali na silnych.
- Dzień dobry - Przywitał się wyższy
Drugi stał cicho, do czasu aż "ten pierwszy sprzedał mu kuksańca w bok i coś do niego szepnął, ale nie byłam wstanie usłyszeć co.
- Dzień dobry, ym dzień dobry - Odezwał się rozkojarzony
- Dobry - Mruknęłam
Oboje patrzyli na mnie z grymasem, którego znaczenia nie byłam w stanie rozgryźć. Zgaduje, że nie bardzo mnie polubili i z wzajemnością...